środa, 4 grudnia 2013

Pierwsze loty za płoty

Pierwsze loty na "wędce" miałem już za sobą jakiś czas temu, i nie czuje przed nimi strachu. Inaczej na się sytuacja przy wspinaniu z asekuracją "z dołu". O innych trybach wspinania, z własnego doświadczenia na razie nie jestem w stanie nic powiedzieć.
No więc co z tym "z dołem". W ten sposób wspinam się od 3 tygodni, i oczywiście bardzo mi się to podoba. Jednak strach przed niekontrolowanym przemieszczaniem się w dół jest wystarczająco silny, żeby wymuszać na mnie tylko bezpieczne manewry na ścianie. Dzisiaj jednak nadszedł dzień, kiedy mogłem polatać bez większych obaw o kontakt ze ścianą (wspin w przewieszeniu), ale mimo wszystko z obawami o to, jak ja to właściwie zniosę.
Asekurował mnie nasz Michasz, prowadzący naszą sekcję, więc już na starcie moja lina była w dobrych rękach. I nie ma co ukrywać - zaufałem mu.
Trasa była najłatwiejsza spośród przewieszonych, 6a, poziom którego nawet w pionie nie osiągnąłem - czyli generalnie dobre chwyty i stopnie. Na oko 1/3 pionu, 1/3 w przewieszeniu, 1/3 pionu. Robiłem ją jeden raz 10 minut wcześniej dochodząc do końcowego pionu i zjeżdżając z powodu braku sił.
W tej próbie początek poszedł mi bez większych kłopotów, szybkie podejście. W przewieszeniu zaczęła się niepewność - czy dam radę do tego pionu, czy też nie? W tej próbie nie było miejsca na blokowanie i zjazd - chyba że z topu. A mi powoli uciekała para. Ręce i nogi zaczynają się trząść, nadaję jakiś telegram, ale nie ma litości, trzeba atakować do góry albo odpadać - Michasz nie akceptuje innych opcji, w momentach zwątpienia słychać tylko: "ciśniesz, ciśniesz!". Nie mając zbyt wielu opcji wybieram ruch przeciwny grawitacji, jednak szybko zaczynam podejmować nieracjonalne decyzje - chyba podyktowane stanem dostępnej wytrzymałości. Chwytam nie tą ręką co należy i dalej jest już ni mniej ni więcej tylko niemożliwie. Jestem już niedaleko wpinki, ale muszę pokonać jeszcze 2 chwyty, żeby wyjść na dobrą pozycję, żeby mieć dobry komfort psychiczny. Próbuję rozpaczliwie złapać kolejny chwyt, raczej świadomy co się stanie za sekundę, i właśnie okazuje się, że jestem jasnowidzem :) Zaczyna się lot. Zdecydowanie inaczej niż na wędce.. Ale było tak chyba dlatego, że Michasz chciał mi pokazać jak to jest. Lot trwa jak dla mnie zbyt długo - opadam i opadam. Nie wiem o czym myślę - czy to tak ma być, czy raczej niekoniecznie? Widzę tylko otoczenie które przesuwa się do góry... Ale po paru momentach, jeszcze zanim pomyślę że coś może być nie tak, czuję że hamuję. Ooooooch, w końcu... Czyli tak to miało być. Na pewno w innych okolicznościach będzie to wyglądało inaczej.
Muszę jeszcze przećwiczyć kilka lotów w przewieszeniu, później w pionie, żeby nabrać pewności siebie - to nie ulega wątpliwości. Wtedy - może - będę czuł, że mogę podjąć ryzyko. A może to nie nastąpi? Może taka jest kolej rzeczy? Zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz